Gdy reszta dotarła, profesor odwrócił się i zaprowadził ich
do frontowych drzwi. Obok nich Al ujrzał trzymetrowy, grafitowo-szary
posąg. Rozdziawił szczękę, gdyż błyskawicznie rozpoznał osobę na nim
wyrytą. To był jego ojciec. Podszedł powoli i nieśmiało. Była noc,
jednak zaczarowane neony dały o sobie znać rozświetlając powłokę.
Niżej, na złoconej tabliczce dało się wyczytać: Harry James Potter –
Ten-Który-Pokonał
-Jego . Harry stał z wyciągniętą jedną ręką trzymając różdżkę w geście upragnionego zwycięstwa.
Chłopiec ocknął się i ruszył za resztą pierwszoroczniaków.
Drzwi same się otworzyły i weszli do środka. Od razu zrobiło im się
cieplej. W sali wejściowej pełno było kamiennych kolumn, w których palił
się ogień.
- Nazywam się Wilbur Harris. – rzekł profesor. – W tutejszej szkole będę nauczał was… a z resztą, sami zobaczycie…
Coś trzasnęło i z hukiem otworzyły się drzwi, przez które
dopiero co weszli. Stanął w nich mały rudzielec, bardzo podobny do
Hugona. Nawet Al musiał przetrzeć oczy, by się upewnić, że to nie mały
Hugo. Cały spocony, wydyszał:
- Bardzo-o prze-epraszam, zgu-ubiłem się i nie…
- Już dobrze. – przerwał mu nauczyciel. – Dołącz do reszty i
czekaj tutaj. Wy także. – zwrócił się do pozostałych i zostawił ich
samych.
- Ale gamoń. – mruknął do Albusa chłopiec, który leciał z nim na miotle.
- Ee, co?
- Mówię, że gamoń z niego. – kiwnął podbródkiem na rudego chłopaka.
- Ach, tak. – Al poczuł się trochę niezręcznie.
- Jestem Tom. – wyciągnął do niego prawą dłoń.
Niestety, tamten nie zdążył mu się przedstawić, bo gwałtownie
otworzyły się kolejne drzwi, tym razem prowadzące do kolejnego
pomieszczenia. Oślepił ich blask płomieni i innych różnorodnych świateł.
Wkroczyli do Wielkiej Sali. Mieściły się tam cztery, długie
stoły. Naprawdę, bardzo długie. Siedzieli przy nich uczniowie, którzy
nieustannie się w nich wpatrywali. Sufit także był wspaniały.
Zaczarowane sklepienie przypominało gwiezdną noc, jak we śnie, a na
około wisiały tym razem prawdziwe świece. Na końcu pomieszczenia
siedzieli nauczyciele, a przed nimi stał stołek, a na nim czarodziejski
kapelusz. Przy nim czekał profesor Harris.
- Proszę tutaj! – zawołał nieco zniecierpliwionym tonem. – Ustawcie się przede mną…
Albusa ogarnęła lekka panika. Większość pierwszaków była w
dobrym nastroju, najwyraźniej nie mogli się doczekać, kiedy wreszcie
zasiądą do stołu upragnionego domu, a on, blady, wystraszony i
zestresowany poczuł, jak nogi mu się trzęsą z zimna i strachu.
Nauczyciel tradycyjnie rozwinął listę uczniów zapisaną na szarym pergaminie i obwieścił:
- Gdy wyczytam nazwisko, siadacie sobie wygodnie na
krzesełku, a ja tymczasem włożę wam na głowę tiarę przydziału. Po
wyborze przechodzicie do któregoś z czterech stołów. Bradley, Andrew!
Chłopiec zasiadł, nałożono mu tiarę i po chwili…
- GRYFFINDOR!
- Carter, Mary!
- HUFFLEPUFF!
Al myślał tylko o tym, aby znaleźć się daleko, daleko poza okręg tłumu. Uwierzcie mi, tak bardzo się stresował!
- Gray, Tony!
- SLYTHERIN!
„Nie bój się, głąbie. To tylko czapka. Nic wielkiego. NIC WIELKIEGO?! A co jeśli nie przydzieli mnie do…”
- Howard, Dominic!
- RAVENCLAW!
Albusowi zrobiło się niedobrze. Zrobił się koszmarnie blady, a kolejni uczniowie nadal podchodzili do stołka.
- Potter, Albus!
W całej sali zaległa niezwykła cisza. A młodemu Potterowi…
Cóż, serce o mało co nie przebiło się przez klatkę piersiową, w mózgu
nastała zupełna pustka, a on, chcąc nie chcąc, pokuśtykał w stronę
profesora. Trzęsąc się od stóp do głów, usiadł. Zobaczył przed sobą
setki oczu, zwrócone w jego stronę. Zacisnął powieki i nie myślał już o
niczym. Dosłownie, o niczym. Tymczasem na jego głowie zasiadła tiara
przydziału, a on usłyszał jej cichy głosik.
” Taaak. Hmm… Potter… Ciekawe. Hmm… Nie, to zbyt… Nie, nie… Tak… Hmm… To dobry wybór… Zaufaj mi, synu…
Chłopcu czaszka zrobiła się gorąca, czuł jak mu cała pulsuje,
powoli odlatywał… Nagle ochrypły głos z góry ryknął „Hufflepuff!”, a
ludzie zaczęli bić niespokojne brawo. Albus ze spuszczoną głową kierował
się do stołu po lewej stronie. Patrzył pod nogi tylko po to, by się nie
przewrócić i spokojnie dojść.
” Nie… nie… to nie może być prawda. Nie ja, nie tutaj! ” – rozpaczał chłopak.
- Scott, Tom!
Pojawił się znajomy Albusa, ten który chciał się z nim zapoznać.
- Hufflepuff!
Dziwnym trafem przysiadł się koło niego i wytrzeszczonymi oczami zwrócił się do równie zaszokowanego Pottera.
- Słuchaj, ja… Nie wiedziałem. – wyszeptał i po chwili dodał –
ty jesteś synem najbardziej szanowanego i niezwykłego czarodzieja na
świecie… Prawda?
- Ja nie mogę w to uwierzyć…
- W co?
W tym momencie Rose Weasley trafiła do Ravenclaw’u.
- Wstyd i hańba! – rzekł do siebie spanikowany Albus.
- Wcale nie! – odezwał się Tom, który zrozumiał o co mu właściwie chodzi.
Al spojrzał na niego, jakby był idiotą. Ale tamten tylko uśmiechnął się i rzekł:
- Ja wiedziałem, że będę w Hufflepuffie. Od lat moja rodzina
nigdzie indziej nie dostawała się, ale to nie powód do zmartwień. Ten
dom, jak mówią inni, jest najwspanialszy i zarazem inny. Uwierz mi. –
wyszczerzył zęby.
Ale Albus się nie odezwał, tylko wpatrzył w kąt.
- O nie, McGonagall znowu będzie przynudzać swoimi tekstami… –
odezwała się dziewczyna ze starszej klasy, która opadła na blat stołu
wyraźnie znudzona.
Chodziło jej na pewno o starszą kobietę wstawającą od swojego
krzesła dyrektora Hogwartu. Miała długą ciemnozieloną szatę, a na jej
nosie sterczały długie okulary.
- Witam was, drodzy uczniowie, po krótkiej przerwie
wakacyjnej. Miło mi jest także poznać nowych uczniów, mam wielką
nadzieję, że będziecie się tu czuć bezpiecznie oraz pełni zapału
przystąpicie do nauki.
- Na pewno. – mruknął Tom, a Al parsknął niepowstrzymanym śmiechem.
- Nie będę już dłużej nakręcała, bo z pewnością jesteście
głodni po tak długiej podróży, tak więc życzę wszystkim smacznego. – i
usiadła z powrotem, a na pięciu stołach pojawił się znikąd ogrom
jedzenia.
Pieczone kurczęta, kiełbaski, bekony, ziemniaki, frytki,
puddingi, steki, strudle – to wszystko sprawiło, że Albus zapomniał o
swoich zmartwieniach. Poczuł nagle, jak bardzo zgłodniał przez ten czas.
Nie zwlekając, zabrał się szybko do jedzenia. Pozostali pochłonęli się w
głębokiej rozmowie, opowiadając innym o wakacjach.
- Wiesz, ja to byłem we Włoszech, na Sycylii, ale było super,
niechcący użyłem magii, ale jakimś cudem okazała się zbyt mała, by
powiadamiać o tym Ministerstwo…
- A ja byłem w Polsce, było naprawdę koszmarnie… Nie wiem, jak oni tam żyją, totalny obciach…
Takie rozmowy i wiele innych dało się usłyszeć przy stole
puchonów. Albus sięgał akurat po pieczone ziemniaki, gdy nagle jakaś
dziewczynka zabrała półmisek.
- O, przepraszam… – podała mu z powrotem. – byłeś pierwszy.
- Nie, skąd, bierz ty.
- Dzięki. – uśmiechnęła się do niego i nałożyła sobie porcję. – masz.
Al zaczął jeść i spojrzał na nią. Dopiero teraz dostrzegł, że
jest bardzo ładna. Miała przepiękne zielone oczy z długimi rzęsami,
wokół niej falowały łśniące, gęste, brązowe włosy sięgające do piersi.
Posiadała uroczy uśmiech, tak że Albus powoli tracił zmysły. Szybko
odwrócił wzrok i wpatrzył się w swój talerz.
Minęło sporo czasu, gdy wszyscy się najedli do syta. W końcu
odłożyli widelce, a prefekci szykowali się do wyprowadzenia uczniów do
swoich dormitoriów. Wyszli wreszcie do Sali Wejściowej, najedzeni,
niechętni do jakiegokolwiek chodzenia. Kilka minut później szli już po
schodach, które, jak już wiecie, ruszały się w najmniej niespodziewanym
momencie. Wędrowali korytarzami, wędrowali, aż w końcu dotarli do
swojego portretu, w którym siedział starszy mężczyzna pogrążony w
głębokim śnie.
- Hej! – krzyknął prefekt.
Tamten aż podskoczył i wymamrotał:
- Jak śmiesz… – ziewnął i spytał drapiąc się po plecach – Hasło?
- Przyjaźń i zaufanie.
Pokój wspólny Hufflepuffu był cudowny. Pełno w nim było
foteli, jeden wielki złoty dywan, na suficie godło puchonów, a po prawej
stronie palił się ogień w kominku.
- Jest już późno, do łóżek! – zawołał chłopak. – jutro pozwiedzacie.
Wejście do sypialni chłopców znajdowało się naprzeciwko, a
dziewczyn po lewej stronie. Weszli po spiralnych schodach i otworzyli
drzwi dormitorium. Mieściło się tam pięć łóżek z żółtymi zasłonami.
Albus ani razu nie spojrzał na swoich sąsiadów, toteż nie
wiedział z kim będzie nocował w Hogwarcie, taki był zmęczony. Opadł na
łóżko, nie pamiętając już o Fondzie, o locie na miotle, a nawet o
przepysznej kolacji. W głowie krążyła mu jedna myśl: piękna puchonka…
Zasypiając, mruknął ledwo do siebie: „Szkoda, że nie znam jej imienia… A
była taka ładna…” – i zapadł w niespokojny sen.
--------------
KONIEC ROZDZIAŁU II ;))
Proszę o opinie ;D
Okej, pierwszego nie komentuję, więc tutaj napiszę komentarz. Więc tak, rozdział baardzo fajny, błędów jako-takich nie wyłapałam, zapowiada się ciekawie, tyle że ten Hufflepuff... ;_;" Jeszcze pytanie, ta dziewczyna jest w wieku Albusa, czy starsza?
OdpowiedzUsuń/Crucio:D
Raczej w tym samym wieku, jeszcze o tym nie myślałem. ;D nie wiem, czy kręcić z nimi wątek romantyczny, ale jeśli tak, to na rozpad.
UsuńDlaczego?! :o
Usuń/Crucio
Hmm... Może dlatego że sam jestem singlem, a wiedz że pisarze opierają się na własnych doświadczeniach. ^.^
UsuńNie wszyscy ;) Na tym polega pisanie, że masz całkowitą władzę - to Ty decydujesz, kto kim będzie, co będzie robić, gdzie akcja będzie się rozgrywać - tak samo możesz zadecydować, żeby poprzez litery, słowa, zdania, stworzyć coś, co nie będzie możliwe, ponieść się wyobraźni i marzeniom i tworzyć... Nic nie musi opierać się na doświadczeniach.
Usuń/Crucio
Racja, nie musi. Zgadzam się, jednakże wg mnie Albus nie jest godny posiadania drugiej połówki. ;D Poza tym, nie chcę tworzyć tych suchych opowiadań o miłości, takie jakie inni fani Pottera (zwłaszcza dziewczyny) tworzą, m.in. młodzieńcze lata Lily i Jamesa i takie inne wymyślone postacie. Akcja ma się tworzyć i tworzyć, coraz to inna, a nie tylko o jednym. Takie jest moje zdanie.
UsuńSzanuję i w pełni popieram oraz z utęsknieniem czekam na kolejny rozdział, więc pisz!:D
Usuń/Crucio